Ile gwiazdy zarabiają na "Sylwestrach Marzeń"? Znamy stawki
Kiedy większość z nas biesiaduje, oni wykonują skrupulatnie zaplanowany plan, za który zgarniają fortunę. Nieoficjalne stawki największych nazwisk zwalają z nóg – rekordziści potrafią zarobić w kilka godzin tyle, co przeciętny Polak przez kilka lat.
Doda, Zenek czy Maryla - tyle biorą za koncert
Kiedy większość z nas nerwowo dopina budżet na prezenty, martwiąc się, czy cena karpia znowu nie przebije sufitu, w świecie polskiego show-biznesu trwa odliczanie do największych żniw w roku. Grudzień dla muzyka to nie tylko czas dzielenia się opłatkiem, ale przede wszystkim moment, w którym jedna noc może przynieść dochód równy rocznym zarobkom przeciętnego Polaka. Choć czasy „Sylwestra Marzeń” w Zakopanem ociekającego bizantyjskim przepychem nieco przygasły, a stacje telewizyjne zacisnęły pasa, to stawki czołowych artystów wciąż potrafią zawrócić w głowie. Niekwestionowanym królem zestawień pozostaje Zenek Martyniuk, który za jeden występ potrafi zainkasować od 100 do 120 tysięcy złotych.
To niemal standardowa stawka dla „ekstraklasy” rozrywki, w której ramię w ramię z liderem Akcentu stoją Maryla Rodowicz oraz Doda. Obie diwy wyceniają swój czas i sylwestrowe kreacje na podobne kwoty, oscylujące wokół 100 tysięcy złotych. Co ciekawe, mimo zmian w zarządach mediów publicznych i przetasowań w ramówkach, zapotrzebowanie na sprawdzone hity nie maleje, a artyści doskonale wiedzą, że ich obecność to gwarancja słupków oglądalności. Jeśli ktoś myślał, że oszczędności dotkną same góry, to był w błędzie – tu negocjacje zaczynają się od pięciu zer, a im bliżej północy, tym cena za jedną wyśpiewaną zwrotkę staje się bardziej abstrakcyjna.

Jak jest w przypadku innych gwiazd?
Schodząc nieco niżej w rankingu płac, wciąż trafiamy na kwoty, które dla zwykłego zjadacza chleba są fortuną za kilkanaście minut pracy na scenie. Popularna w ostatnich latach Kayah może liczyć na przelew rzędu 75 tysięcy złotych, a młodsze pokolenie, reprezentowane przez Dawida Kwiatkowskiego czy Skolima, inkasuje zazwyczaj około 70 tysięcy złotych. Nieco mniejsze, choć wciąż imponujące honoraria trafiają do Roksany Węgiel, której występ wycenia się na około 50 tysięcy złotych. Warto jednak pamiętać, że te kwoty nie lądują w całości w portfelu gwiazdy. Z tych pieniędzy trzeba opłacić cały sztab ludzi: od muzyków i tancerzy, przez makijażystki, aż po logistykę i transport w tę jedną, najbardziej zakorkowaną noc w roku. Niemniej jednak, różnice między stacjami stają się coraz bardziej widoczne.
O ile Polsat czy TVN trzymają się rynkowych realiów, o tyle mniejsi gracze, chcąc przyciągnąć uwagę, potrafią sypnąć groszem jeszcze hojniej – przykładem jest zagraniczna gwiazda Boney M, która za występ dla jednej z niszowych stacji miała otrzymać nawet 250 tysięcy złotych. To pokazuje, że sylwestrowy tort wciąż jest ogromny, a walka o to, kto wyjdzie na scenę w świetle reflektorów, toczy się głównie pod stołem, w zacisznych gabinetach menedżerów, gdzie każda sekunda uśmiechu do kamery ma swoją bardzo konkretną cenę.
Jak ile kosztuje celebryckie kolędowanie?
Zupełnie inną, choć równie lukratywną kategorią, są koncerty kolęd, które stały się stałym elementem świątecznej ramówki. Tutaj atmosfera jest wprawdzie bardziej uduchowiona, ale biznes pozostaje twardy. Telewizyjne nagrania kolęd to dla artystów okazja do zarobienia od 5 do 20 tysięcy złotych za zaśpiewanie dwóch lub trzech utworów. Choć to znacznie mniej niż w sylwestrową noc, to praca jest lżejsza, bo często odbywa się z wyprzedzeniem w komfortowych warunkach studia lub zabytkowego kościoła.
Miasta, które decydują się na organizację takich widowisk u siebie, muszą liczyć się z ogromnymi kosztami – przykładowo, organizacja koncertu kolęd dla dużej stacji komercyjnej może kosztować samorząd nawet 370 tysięcy złotych. W tej kwocie mieści się nie tylko wynagrodzenie dla artystów, ale cała machina promocyjna, która ma pokazać region w najlepszym świetle. Dla muzyków to idealny sposób na „dorobienie” do sylwestrowej gaży, a dla widzów złudzenie, że gwiazdy spędzają Wigilię razem z nimi, podczas gdy w rzeczywistości nagranie mogło odbyć się w połowie listopada. Sumując te wszystkie wpływy, grudzień okazuje się dla branży muzycznej miesiącem absolutnie kluczowym, w którym portfele pęcznieją w rytm dzwonków sań i wystrzałów szampana, przypominając nam, że w show-biznesie nawet za „Bóg się rodzi” czy „Małgośkę” płaci się twardą walutą.



