Książe William wspomina święta z Dianą. Powód publikacji chwyta za serce
To, co zrobił brytyjski arystokrata, sprawiło, że świat na chwilę wstrzymał oddech. Wykonał krok, który jest bezpośrednim echem przeszłości i hołdem dla kogoś, kogo kochał najbardziej. Ten symboliczny czyn mówi więcej niż tysiąc słów.
Książe William idzie w ślady matki
Kiedy patrzy się na Williama odwiedzającego schroniska dla bezdomnych czy rozmawiającego z ludźmi w kryzysie, trudno nie odnieść wrażenia, że gdzieś z tyłu głowy wciąż ma lekcje odebrane od matki. Diana, ku przerażeniu dworskiej etykiety, zabierała swoich synów do miejsc, o których pałac wolałby nie pamiętać. Dziś te „wycieczki” owocują konkretnym programem Homewards, którym książę chce realnie ograniczyć bezdomność w Wielkiej Brytanii. To nie jest tylko kwestia PR-u, choć media oczywiście kochają takie porównania. William przejął po matce coś znacznie ważniejszego niż tylko patronaty – sposób skracania dystansu. Nie ma już tej sztywnej bariery, którą tak pielęgnowała Elżbieta II. Następca tronu potrafi usiąść w kuchni społecznej, założyć fartuch i po prostu kroić warzywa, rozmawiając z ludźmi jak z sąsiadami. Widać w tym autentyczną empatię, a nie wyuczone gesty, co w świecie sztywnej monarchii jest na wagę złota.
Najciekawsze jest jednak to, jak William przetwarza traumę po stracie Diany w działanie na rzecz zdrowia psychicznego. To on, wraz z bratem (zanim ich drogi się rozeszły), zaczął głośno mówić, że „sztywna górna warga” i tłumienie emocji to droga donikąd. Kontynuuje misję matki, która jako pierwsza w rodzinie królewskiej odważyła się pokazać ludzką słabość. Dziś William wydaje się być najbardziej nowoczesną twarzą Windsorów. Nie próbuje być kopią Diany, ale umiejętnie korzysta z jej „miękkiej siły”. Robi to bez zbędnych fajerwerków, skupiając się na twardych danych i długofalowych projektach. To ewolucja monarchii, która zamiast tylko przecinać wstęgi, zaczyna rozwiązywać realne problemy społeczne. Diana byłaby pewnie dumna, że jej syn nie tylko pamięta o jej dziedzictwie, ale potrafił nadać mu bardzo współczesny, konkretny kształt.

Jaka była relacja Williama z księżna Dianą?
Kiedy patrzy się na stare zdjęcia Diany i małego Williama, trudno nie odnieść wrażenia, że ta relacja była czymś więcej niż typowym układem matka-dziecko. W świecie sztywnych protokołów i chłodnych korytarzy pałacu Buckingham, Diana postawiła na emocjonalną rewolucję. Nie chciała, by jej syn wyrósł na kolejny "posąg" – chciała dla niego życia, które choć trochę przypominałoby codzienność zwykłych ludzi. To ona zabierała go do restauracji fast food czy do parków rozrywki, stojąc w kolejkach jak każdy inny rodzic. Ale ta bliskość miała też swoją drugą stronę, znacznie trudniejszą. William, będąc jeszcze dzieckiem, stał się dla Diany kimś w rodzaju powiernika i emocjonalnego wsparcia. To on podawał jej chusteczki pod drzwiami łazienki, gdy płakała, i to jemu zwierzała się z dramatów małżeńskich. Diana nazywała go swoim „małym mędrcem”, co z jednej strony budowało ich niesamowitą więź, a z drugiej – kładło na barki nastolatka ogromny ciężar.
Dzisiaj w dorosłym Williamie widać niemal każdy gest matki. Przejął jej sposób rozmawiania z ludźmi – to pochylanie się, skracanie dystansu i patrzenie prosto w oczy. Kontynuuje jej walkę z bezdomnością, zabierając własne dzieci do ośrodków pomocy, dokładnie tak, jak ona robiła to z nim. Mimo że ich wspólny czas został brutalnie przerwany, William do dziś zdaje się prowadzić z nią wewnętrzny dialog. Wybiera drogę środka: szanuje tradycję korony, ale przemyca do niej ten „ludzki pierwiastek”, którego nauczyła go matka. Diana nie zdążyła zobaczyć go w roli króla, ale to właśnie jej nieformalna lekcja empatii sprawiła, że William jest dziś najbardziej ludzką twarzą monarchii.
Książe William wspomina matkę w szczególny sposób
To nie był zwykły „dzień z tatą”, choć na pierwszy rzut oka tak to mogło wyglądać. Książę William zabrał 12-letniego George’a do siedziby organizacji The Passage, która od lat pomaga ludziom wyciągać się z bezdomności. Zamiast oficjalnych przemówień i przecinania wstęg, była praca u podstaw. To jasny sygnał: młody następca tronu ma zrozumieć, że świat nie kończy się na murach pałacu.
Ten gest to coś więcej niż PR-owa zagrywka. To niemal dosłowne powtórzenie historii, która wydarzyła się 32 lata temu. Dokładnie w to samo miejsce księżna Diana zabrała małego Williama, gdy ten miał zaledwie 11 lat. Chciała mu pokazać rzeczywistość, o której wielu woli zapomnieć. Dzisiaj William robi dokładnie to samo ze swoim najstarszym synem. Widać, że nauki matki głęboko w nim zapadły, a teraz on sam staje się mentorem dla kolejnego pokolenia.
Wybór placówki nie jest przypadkowy. The Passage to największe w Londynie centrum wsparcia dla osób bez dachu nad głową. William od dawna podkreśla, że problem bezdomności jest mu szczególnie bliski i chciałby go całkowicie wyeliminować w Wielkiej Brytanii. Angażując w to George’a, uczy go empatii, której nie da się wyczytać z podręczników do etykiety.


