Emocjonalne sceny na rozprawie Smaszcz i Muchy. Sąd nie miał litości dla byłej Kurzajewskiego
Paulina Smaszcz nie ma ostatnio łatwej prasy. W czwartek, 27 listopada, odbyła się sprawa sądowa przeciwko byłej żonie Macieja Kurzajewskiego. Zapadł też wyrok.
Medialna batalia Smaszcz przeciwko "Kurzopkom"
Czasem media potrafią stać się ringiem, a w social mediach rozgrywa się prawdziwa bitwa na słowa. Tak można podsumować to, co zaczęło się dziać po rozwodzie Pauliny Smaszcz i Macieja Kurzajewskiego. Gdy on upublicznił informacje o nowym związku z Katarzyny Cichopek, Smaszcz nie zamierzała milczeć. Miesiącami komentowała ich relację, publicznie, często w niewybrednych słowach.
Jej wpisy były bardzo mocne: zarzucała Kurzajewskiemu kłamstwa w stosunku do dzieci i rodziny, sugerowała, że dawny związek z nią był oparty na fałszu i manipulacji.
Ile można kłamać, oszukiwać, zdradzać, zatajać… - pisała, uderzając w nową parę.
Cichopek nie pozostała na to głucha i pozwała Smaszcz za naruszenie dóbr osobistych. Sprawa trafiła do sądu. Oskarżenia dotyczyły upublicznienia przez Smaszcz szczegółów z prywatnego życia byłego męża, komentarzy wobec jego nowej partnerki oraz rzekomego rozpowszechniania nieprawdziwych, krzywdzących informacji.
Ten medialny potok emocji, pikantnych historii, wzajemnych pretensji i oskarżeń zdawał się nie mieć końca. Wiele osób patrzyło, kto komu odpowie: słowem, prawem, gestem. W tle: dzieci, były związek i publiczna percepcja. To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej…

Paulina Smaszcz i Anna Mucha. Wyjaśniamy, co się między nimi stało
Wszystko zaczęło się dość prozaicznie. Paulina Smaszcz opublikowała w mediach społecznościowych fragment pozwu, który otrzymała od Katarzyny Cichopek. Zdawać by się mogło, że sama taka publikacja nie przyniesie większych kłopotów… Pojawił się jednak pewien problem. W upublicznionym fragmencie pisma znalazły się bowiem nazwiska świadków i… ich adresy. Wśród wymienionych była m.in. Anna Mucha.
W jednej chwili dokument stał się nie tylko elementem zażartej medialnej walki, ale też materiałem zawierającym potencjalne pogwałcenie prywatności. Do opinii publicznej dotarły bowiem adresy i dane osobowe gwiazd, co może być niebezpieczne dla samych zainteresowanych.
Reakcja była szybka. Anna Mucha (i inne osoby wskazane w pozwie) poczuły się zagrożone, a Smaszcz natychmiast znalazła się w ogniu zarzutów.
W mediach zawrzało. Pojawiły się pytania: gdzie przebiega granica między wolnością słowa a ochroną prywatności? Czy fakt, że dokument pochodzi z instytucji sądowej, daje prawo do jego publikacji? Jedno jest pewne: to, co w teorii było standardową korespondencją prawną, w praktyce zapoczątkowało głośny skandal, a także dyskusję na temat granic prywatności i etycznego zachowania w sieci.
Rozprawa Muchy i Smaszcz. Zapadł wyrok
Sprawa Muchy i Smaszcz trwała od dłuższego czasu. Celebrytki publicznie przerzucały się oskarżeniami, a w połowie października br. gwiazda “M jak miłość” i Jakub Wons stawili się w sądzie. Smaszcz reprezentował wówczas pełnomocnik. Według medialnych relacji Mucha odrzuciła wówczas propozycję ugody od reprezentanta byłej partnerki Kurzajewskiego, a sprawę przełożono.
Ostateczne rozstrzygnięcie w sporze pomiędzy Anną Muchą a Pauliną Smaszcz zapadło 27 listopada 2025 roku. Pierwsza z pań pojawiła się w sądzie osobiście, w towarzystwie partnera Jakuba Wonsa, tymczasem Smaszcz reprezentował prawnik.
Jak podają media, sędzia uznał, że Smaszcz dopuściła się zarzucanego czynu: nieuprawnionego przetwarzania danych osobowych - chodziło o ujawnienie adresu zamieszkania świadków, w tym Anny Muchy.
Zapadł wyrok. Sprawa została warunkowo umorzona na dwa lata, ponieważ Smaszcz nie była wcześniej karana. Do tego doszło obciążenie jej kosztami sądowymi - 140 złotych.
Dla Anny Muchy to - jak przekazała “Faktowi” - powód do satysfakcji. Aktorka nie zamierza wnosić apelacji.
Dla Smaszcz to ważna lekcja: prywatne spory, nawet jeśli zaczynają się w mediach, mogą mieć realne, prawne konsekwencje. To także nauczka, że granica między szczerością a naruszeniem prywatności bywa cienka - a czasem, nawet przekroczona nieumyślnie, może spotkać się ze zdecydowanym odzewem.
