Steczkowska rozgadała się o intymnych "przygodach". Nie gryzła się w język
Oto, jakiego szczerego wyznania udzieliła piosenkarka na temat swoich związków i intymności. Takich słów jeszcze od niej nie słyszałeś!
Justyna Steczkowska: o związku, kryzysie i prawdziwym wyborze
W polskim show-biznesie, gdzie relacje często pękają jak bańki mydlane pod naporem fleszy, Justyna Steczkowska i Maciej Myszkowski od ponad ćwierć wieku stanowią wyjątek. Ich historia to nie tylko kronika kariery, ale też długi bieg w życiu prywatnym. Przez te wszystkie lata uchodzili za parę niemal idealną, wychowując wspólnie troje dzieci: Leona, Stanisława i Helenę. Z zewnątrz wszystko wyglądało na stabilne i uporządkowane – piękna, utalentowana artystka i jej mąż, stojący w cieniu, ale będący solidnym fundamentem.
Właśnie dlatego informacja, która pojawiła się w 2017 roku, zaskoczyła wszystkich. Justyna Steczkowska, w szczerym komunikacie w mediach społecznościowych, ogłosiła decyzję o separacji. Wyglądało na to, że nawet ten pozornie nienaruszalny związek dopadł kryzys. Artystka jasno zaznaczyła jednak, że nie jest to definitywny koniec, a jedynie przerwa w relacji. W świecie gwiazd, gdzie "przerwa" często oznacza cichy rozwód, jej słowa dawały nadzieję. Ostatecznie, ta nadzieja się ziściła. Po kilku miesiącach separacji Steczkowska i Myszkowski wrócili do siebie. Od tego momentu uchodzą za parę, która nie tylko przetrwała trudny czas, ale wyszła z niego silniejsza, będąc dla siebie nawzajem ogromnym wsparciem. Ich historia stała się dowodem na to, że nawet w show-biznesie można posklejać, co się rozsypało.

Prawdziwa miłość wymaga pracy, nie uniesień
Temat miłości, związku i pracy nad nim, Steczkowska rozwinęła szerzej w wywiadzie z Magdą Mołek. To właśnie w tej rozmowie podzieliła się przemyśleniami na temat uczuć i życia rodzinnego, które mocno odbiegają od hollywoodzkich romansów. Jej słowa były dalekie od idealizowania związku, ale pełne dojrzałego realizmu.
Steczkowska jasno podkreśliła, że związek, który przetrwał dekady i kryzys, wymaga świadomego wyboru każdego dnia. To nie jest tylko miłość, która wybucha na początku i potem sama się toczy. To praca, zrozumienie i szanowanie drugiej strony. Ten etap dojrzałości często oznacza zrozumienie, że fascynacja i stabilność to dwa różne światy.
Miłość romantyczna jest dla Ciebie ważna? Motyle w brzuchu, dobry seks… - zapytała Mołek.
W wieku pięćdziesięciu lat niedobry seks to byłby skandal. W końcu znasz się tak dobrze… - odpowiedziała Steczkowska.
To Steczkowska powiedziała o życiu intymnym
W tym kontekście artystka poruszyła też temat "chwilowych uniesień", które tak często są gloryfikowane w mediach i filmach, ale w życiu realnym mogą być destrukcyjne.
Zapytana o to, czy kiedykolwiek czuła pokusę, Steczkowska przyznała, że takie sytuacje nigdy jej nie pociągały i sama nigdy się z nimi nie zetknęła. W jej narracji dominowała lojalność i szacunek do budowanego latami domu i rodziny. Dla niej, to trwałość i głębia relacji są ważniejsze niż chwilowe emocjonalne skoki. Ta postawa jest rzadka w świecie, który promuje szybkie emocje i jeszcze szybsze zerwania.
Miłość... to musi być jedno z drugim połączone. Ludzie mają różne potrzeby i różne rzeczy robią. (...) To, co najważniejsze, to czułość tuż po. Nigdy nie wiązałam się z ludźmi na chwilę i też nigdy nie uprawiałam czegoś takiego, jak... nawet jak byłam wolną dziewczyną, bo przecież były i takie chwile w moim życiu, że to było dla zabawy, dla chwili, bo coś mnie pociągnęło. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego, nie miałam takiej potrzeby. Jak już z kimś wchodziłam w relację, znaczy tak głęboką, jak ta bliskość, która wiąże się z seksualnością, to naprawdę musiałam głęboko coś do kogoś czuć i chcieć to zrobić. Uważam, że ciało kobiety to świątynia. Nie chciałabym, żeby każdy w tej świątyni przebywał, kto tylko ma na to ochotę, albo moja wyobraźnia czy libido ma ochotę w tym momencie to zrobić - powiedziała.
Wnioski z jej opowieści są proste, ale mocne. Trwałość związku Steczkowskiej i Myszkowskiego nie jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności, ale efektem pracy i świadomej decyzji, że warto naprawiać, zamiast wyrzucać. W dobie, gdy rozwód stał się rutyną, ich powrót i publiczna deklaracja wierności rodzinie to mocny sygnał dla show-biznesu i dla widzów. Zamiast szukać kolejnego "chwilowego uniesienia", postawili na fundament. To buduje wiarygodność, która jest znacznie trwalsza niż błysk chwilowej afery.
