Kołaczkowska walczyła z tym przed śmiercią. Miała problemy
Choć w przeszłości otwarcie mówiła o swoich osobistych zmaganiach i drodze do odzyskania wewnętrznego spokoju, ostatecznie w lipcu przegrała starcie z bezlitosną chorobą. Jej odejście pozostawia ogromną wyrwę w sercach widzów. Joanna Kołaczkowska zdradziła jak walczyła z depresją.
Joanna Kołaczkowska miała depresję
Kiedy myślimy o Joannie Kołaczkowskiej, przed oczami od razu staje nam postać, która potrafi rozbawić do łez samym wyrazem twarzy. To ta kobieta, która w kabarecie „Potem”, a później w formacji „Hrabi”, stała się ikoną polskiej sceny komediowej. Jej „Song porzuconej” na YouTube liczony jest w milionach wyświetleń, a publiczność kochała ją za to, że potrafi być jednocześnie genialną aktorką, świetną wokalistką i kimś, kto miał do siebie ogromny dystans. Wydaje się, że osoba dysponująca takim ładunkiem energii i humoru musi mieć życie usłane różami. Rzeczywistość, jak to często bywa u ludzi zawodowo zajmujących się rozśmieszaniem innych, okazuje się jednak znacznie bardziej złożona i mniej kolorowa.
Kilka lat temu Joanna Kołaczkowska zdecydowała się na bardzo osobiste wyznanie w podcaście Alicji Resich. To nie była kolejna rozmowa o kulisach powstawania skeczów czy anegdotach z trasy koncertowej. Aktorka otworzyła się na temat swoich zmagań z depresją i walki o zdrowie psychiczne. Pokazała tym samym, że pod maską scenicznej „Asi” kryje się człowiek, który musiał zmierzyć się z własnymi demonami. To ważne, bo wciąż żyjemy w społeczeństwie, które od komików wymaga bycia radosnym 24 godziny na dobę, jakby humor był ich naturalnym stanem skupienia, a nie rzemiosłem.
Okazało się, że fundamenty tych problemów zostały położone bardzo wcześnie. Kołaczkowska przyznała, że od najmłodszych lat brakowało jej poczucia bezpieczeństwa. Kluczowym i traumatycznym wydarzeniem była śmierć ojca, który odszedł, gdy Joanna miała zaledwie pięć lat. Taka strata w tak młodym wieku to nie tylko smutek, to wyrwa w poczuciu stabilności świata, której często nie da się załatać przez dekady. Brak męskiego wzorca i oparcia sprawił, że dorastała w poczuciu niepewności, co po latach dało o sobie znać w postaci stanów depresyjnych. To częsty mechanizm – to, co przeżyliśmy jako dzieci, wraca do nas w dorosłości, domagając się przepracowania.

Tak Kołaczkowska walczyła z depresją
Droga Kołaczkowskiej do równowagi nie była ani krótka, ani prosta. Aktorka nie bała się przyznać, że w pewnym momencie konieczna była wizyta u specjalisty oraz farmakoterapia. To istotny głos w debacie publicznej – leki to nie wstyd, to narzędzie, które pozwala „wystawić głowę nad wodę”, gdy emocje stają się zbyt ciężkie do udźwignięcia. Jednak sama chemia to nie wszystko. Joanna zaczęła szukać głębiej i sięgnęła po metody, które pomogły jej odzyskać kontakt z samą sobą.
Wtedy na pewno miałam depresję, to był 2010 r. Miałam problem z tym, żeby zejść i sobie zrobić śniadanie. Wstawałam z łóżka i gdy się budziłam, to miałam taką świadomość: »Ojej, zaczyna się«. Wychodziłam do toalety, stałam przed lustrem i płakałam. Potrafiłam płakać bardzo długo, bo nie wyobrażałam sobie, że mam zejść na dół i zrobić sobie śniadanie — podkreśliła Joanna Kołaczkowska.
Jednym z kluczowych elementów jej powrotu do formy okazała się medytacja. Choć dla niektórych wciąż brzmi to jak modny trend, dla osoby zmagającej się z gonitwą myśli i lękiem, medytacja bywa ratunkiem. Pozwala wyciszyć wewnętrzny hałas i zaakceptować to, co dzieje się w głowie, zamiast z tym nieustannie walczyć. Kołaczkowska podkreśla, że połączenie profesjonalnej pomocy medycznej z pracą nad własnym duchem i uważnością pozwoliło jej odzyskać spokój, którego brakowało jej od dzieciństwa.
Czy Kołaczkowska poradziła sobie z depresją?
Przypadek Kołaczkowskiej uczy nas, że dbanie o higienę psychiczną jest tak samo ważne, jak dbanie o sprawność fizyczną. Nie trzeba być „zawsze uśmiechniętą panią z telewizji”, żeby być wartościowym człowiekiem. Czasem największym sukcesem nie jest zagranie genialnego skeczu, ale właśnie to, że potrafimy poprosić o pomoc i znaleźć sposób na to, by znów poczuć się bezpiecznie we własnej skórze.
To, co zrobiła Kołaczkowska, mówiąc głośno o swoim dzieciństwie i chorobie, to wielki ukłon w stronę jej fanów. Dała im sygnał: „Jeżeli czujecie się podobnie, nie jesteście sami. Nawet ja, która was rozśmieszała, bywałam w ciemnych miejscach”. I to jest właśnie ta siła, której nie da się wypracować na żadnej próbie kabaretowej. To jest prawdziwe życie, które toczy się za kulisami, po tym, jak zgasną światła reflektorów i opadnie kurtyna.
Warto brać z niej przykład nie tylko w kwestii poczucia humoru, ale przede wszystkim w tym, jak traktować samego siebie – z wyrozumiałością, czułością i bez lęku przed szukaniem pomocy. Bo w końcu każdy z nas, niezależnie od tego, czy występuje na scenie, czy pracuje w biurze, zasługuje na to, by czuć się bezpiecznie i spokojnie każdego dnia.
