Irena Santor wraca do tragicznych wspomnień. Ukształtowały ją na całe życie
Niektóre obrazy z dzieciństwa zostają z człowiekiem na zawsze, nawet jeśli mijają dekady. Za spokojem i klasą Ireny Santor kryją się historie, o których rzadko się mówi. Jej wspomnienia pełne są czułości, ale i bólu, który pozostaje na całe życie. Jedno wspomnienie potrafi otworzyć drzwi do emocji sprzed lat. Co takiego wróciło po latach i jak wpłynęło na legendę polskiej sceny?
Dzieciństwo, które nie zawsze było beztroskie
W powszechnej wyobraźni dzieciństwo często jawi się jako czas bezpieczeństwa, ciepła i niewinności. Jednak los nie wszystkim pozwala zachować ten obraz na dłużej. Wiele historii pokazuje, że nawet najwcześniejsze lata potrafią naznaczyć człowieka na całe życie, choć przez długi czas pozostają schowane głęboko pod powierzchnią codzienności.
W przypadku osób publicznych te doświadczenia często pozostają poza zasięgiem opinii publicznej. Scena, światła reflektorów i uśmiech nie zawsze zdradzają, co kryje się w środku. Trauma z dzieciństwa, nawet jeśli przeżywana była w bardzo młodym wieku, potrafi powracać w najmniej spodziewanych momentach – we wspomnieniach, rozmowach czy chwilach refleksji.
Z biegiem lat pamięć selekcjonuje obrazy. Niektóre znikają, inne pozostają wyjątkowo wyraźne. Czy to właśnie te najwcześniejsze emocje kształtują późniejszą wrażliwość, empatię i sposób patrzenia na świat? To pytanie powraca zwłaszcza wtedy, gdy znana postać decyduje się zajrzeć w głąb własnej historii.

Rodzinne więzi i obrazy, które nie blakną
Wspomnienia z dzieciństwa bardzo często koncentrują się wokół rodziny. To relacje z najbliższymi budują fundamenty poczucia bezpieczeństwa, nawet jeśli później zostają brutalnie przerwane. Czułość, codzienne gesty i drobne rytuały potrafią zapisać się w pamięci na zawsze – niezależnie od tego, jak krótko trwały.
W rozmowach o przeszłości często pojawia się motyw silnej więzi z jednym z rodziców, która daje dziecku poczucie stabilności. Nawet gdy świat zewnętrzny zaczyna się chwiać, te obrazy stają się punktem odniesienia na całe życie. Pamięć działa wybiórczo – jedne sceny zostają zapomniane, inne wracają z niezwykłą ostrością.
Nie bez znaczenia są również miejsca: małe miasta, wieś, lasy, przestrzeń, w której dziecko uczy się świata. To tam rodzą się pierwsze lęki i pierwsze poczucie straty. Czy można całkowicie uwolnić się od takich wspomnień, czy raczej uczymy się z nimi żyć?
„Nie wiedział, że trzeba się bać przyjaciela”. Irena Santor o stracie ojca
Irena Santor opowiada o wspomnieniach, które odsłaniają najbardziej bolesny fragment jej dzieciństwa. Artystka wróciła do wydarzeń sprzed lat w rozmowie ze „Światem Gwiazd”, mówiąc wprost o dramacie, który spotkał jej rodzinę w czasie wojny.
Najpierw wspomniała relację z matką, podkreślając ciepło i miłość, które dawały jej poczucie bezpieczeństwa:
— Z mamą? Cudowną. Mama mnie bardzo kochała — powiedziała Irena Santor.
Ten rodzinny świat został jednak nagle przerwany. Gdy miała zaledwie pięć lat, straciła ojca w czasie niemieckiej okupacji. Choć była dzieckiem, obrazy z tamtego czasu pozostały w niej niezwykle żywe.
— Kiedy mój ojciec zginął, mieszkałam już w Solcu Kujawskim — wspominała artystka.
Jednym z najmocniejszych wspomnień jest scena z Bożego Ciała, kiedy razem z ojcem byli na łące. Ona sypała kwiatki, a on pomagał jej zbierać płatki do koszyczka.
— To jest wspomnienie rzewne — przyznała.

Innym razem, gdy jako mała dziewczynka zgubiła się w Solcu Kujawskim, ogarnął ją ogromny strach. Szukało jej wiele osób, aż w końcu odnalazł ją ojciec.
— Pamiętam to jako swoje własne przeżycie, jak tata mnie niósł na tak zwanego barana — opowiadała.
Najbardziej poruszające są jednak słowa dotyczące ich ostatniego spotkania. Irena Santor była wówczas u dziadków na wsi. Ojciec przyjechał, odwiedził ją i wracał do domu, nie spodziewając się zagrożenia.
— Powiedział, że on nikomu nic złego nie zrobił, więc on się nie ma czego bać. Nie wiedział, że trzeba się bać przyjaciela — wyznała .
To był ich ostatni kontakt.
— Widziałam ojca, jak macha do mnie ręką i tak go zanotowałam. A potem się już tylko dowiedziałam, że go nie ma — dodała.
Te wspomnienia pokazują, że nawet po wielu dekadach dziecięca strata nie traci swojej siły. Choć czas uczy funkcjonowania z bólem, nie jest w stanie go wymazać. Historia Ireny Santor to dowód na to, że za sceniczną klasą i spokojem często kryją się doświadczenia, które na zawsze zmieniają sposób patrzenia na świat.