Dominika Clarke obawia się, że straci dom. "Po prostu chcę powiedzieć, jak jest"
Jeszcze niedawno pokazywała w sieci codzienność dużej rodziny na egzotycznej wyspie. Dziś mówi wprost o strachu, łzach i braku pieniędzy do życia. Jedna decyzja sprzed lat uruchomiła lawinę konsekwencji, których się nie spodziewała. Sprawa poruszyła tysiące osób, bo może dotyczyć znacznie większej liczby rodzin.
- Dramat rodziny pięcioraczków z Horyńca-Zdroju
- Komornik zajął konta. „Wszystkie moje konta są zajęte”
- Spadek po rodzicach i strach przed utratą domu
Dramat rodziny pięcioraczków z Horyńca-Zdroju
Dominika i Vincent Clarke to polsko-brytyjskie małżeństwo, które dwa lata temu zdecydowało się na wyjazd z Polski. Razem z jedenaściorgiem dzieci, w tym wieloraczkami, zamieszkali w Tajlandii na wyspie Koh Lanta.
W Polsce zostawili duży dom w Horyńcu-Zdroju, który od około półtora roku jest wystawiony na sprzedaż. Losy rodziny śledzi w internecie wiele osób, bo pani Dominika regularnie opowiada o realiach życia tak licznej rodziny za granicą.
Wspomina nie tylko o codziennych wyzwaniach, ale też o rehabilitacji trzyletnich wieloraczków urodzonych jako wcześniaki. Dochodzą do tego kontrole tajskich służb oraz fala hejtu w sieci. Mimo tych problemów nic nie zapowiadało finansowego załamania. Tym bardziej że kłopoty nie wynikają z ich bieżących decyzji ani zobowiązań. A jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Komornik zajął konta. „Wszystkie moje konta są zajęte”
O dramatycznych wydarzeniach pani Dominika opowiedziała sama w mediach społecznościowych. Jak przyznała na nagraniu:
– Miałam się tym nie dzielić, ale takie są uroki życia. Po prostu chcę powiedzieć, jak jest.
Chwilę później relacjonowała, że po zalogowaniu się na polskie konto zobaczyła informację o zajęciu przez komornika. Jak mówiła dalej:
– Wchodzę na drugie konto — zajęte przez komornika. Wszystkie moje konta są zajęte.
Okazało się, że wcześniej do Polski wysłano list, który nie dotarł do niej na czas. Gdy otworzyła go koleżanka, wyszło na jaw, skąd wzięły się problemy. Chodzi o zaległy rachunek po zmarłej mamie pani Dominiki. Dług początkowo wynosił 17 tys. zł, ale z czasem urósł do 60 tys. zł.
– Tak to jest w życiu kochani, człowiek myśli, że wszystko jest ogarnięte, a jednak zawsze jakiś kop od życia – mówiła zapłakana Dominika Clarke.
Spadek po rodzicach i strach przed utratą domu
Mama pani Dominiki zmarła sześć lat temu, a wszystko wskazuje na to, że córka nie odrzuciła spadku w ustawowym terminie. To oznaczało przejęcie nie tylko majątku, ale także ewentualnych długów, o których istnieniu nie wiedziała.
Prawnicy od lat ostrzegają, że na odrzucenie spadku jest tylko pół roku od śmierci rodzica. Kto tego nie zrobi, odpowiada za zobowiązania zmarłego. Alternatywą jest przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza, co ogranicza odpowiedzialność do wartości odziedziczonego majątku.
Problem polega na tym, że po odrzuceniu spadku długi przechodzą na dzieci spadkobiercy, co w przypadku nieletnich wymaga dodatkowych formalności. Dominika Clarke nie ukrywa oburzenia całą sytuacją.
– Nie wiem, jakim prawem to jest możliwe? – pyta publicznie, zwracając uwagę, że dług miał być egzekwowany tylko do wartości działki po jej mamie, która już została zajęta.
Największy lęk dotyczy jednak domu w Horyńcu-Zdroju, wartego około 2 mln zł.
– Boję się, że zabiorą nam dom — mówi pani Dominika ze łzami w oczach, podkreślając, że jako matka jedenaściorga dzieci została pozbawiona środków do życia tuż przed świętami.
