Doda przerwała milczenie ws. Sylwestra. Opowiedziała dokładnie co się dzieje. „To jest najgorsze”
Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Doda opublikowała szczery materiał, w którym wprost mówi o swoim stanie. Frustracja i ogromne zmęczenie – czy to wpłynie na dzisiejszy występ?
Doda wystąpi na "Sylwestrze z Dwójką"
Sylwester w telewizji to od lat ten sam zestaw emocji: albo czekamy na to, kto najbardziej zafałszuje, albo liczymy na show, o którym będzie się mówiło przy noworocznym rosole. W tym roku poprzeczkę najwyżej zawiesiła chyba Doda, która w katowickim Spodku planuje występ na granicy koncertu i cyrku. Nie ma mowy o zwykłym wyjściu zza kulis z mikrofonem w ręku – u niej zawsze musi być „grubo” i na bogato. Tym razem artystka postanowiła odświeżyć swój własny patent sprzed lat. Pamiętacie, jak wyłaniała się z wielkiego, błyszczącego żyrandola? Teraz idzie o krok dalej i zapowiada konstrukcję, którą sama nazywa „ludzkim żyrandolem”. Brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale w praktyce oznacza skomplikowaną instalację, w którą zaangażowani są nie tylko tancerze, ale przede wszystkim akrobaci, kaskaderzy i alpiniści. To już nie jest zwykła choreografia, to operacja logistyczna, nad którą ekipa poci się od dobrych kilku tygodni.
Całość ma być widowiskowa, ale i ryzykowna. Kiedy w grę wchodzą podwieszenia pod sufitem i ewolucje na wysokościach, margines błędu w zasadzie nie istnieje. Wymaga to ogromnej precyzji, bo jeden źle zapięty karabińczyk może zamienić sylwestrowy hit w medialną katastrofę. Doda jednak od lat udowadnia, że kocha adrenalinę i wie, jak przykuć uwagę widza, który w tym czasie pewnie będzie zajęty nakładaniem sałatki jarzynowej na talerz. Fajnie, że komuś jeszcze chce się robić coś więcej niż tylko „odstać swoje” na scenie. Nawet jeśli ktoś nie jest fanem jej muzyki, trzeba przyznać jedno: rozmach tej produkcji robi wrażenie. To ma być show, które przypomni nam, że Sylwester z Dwójką to przede wszystkim wielka maszyna do robienia rozrywki. Pozostaje tylko trzymać kciuki, żeby ten cały „ludzki żyrandol” zadziałał tak, jak zaplanowali inżynierowie.

Wpadka podczas próby występu
Sylwester w Zakopanem to dla artystów nie tylko blask świateł, ale też walka z naturą i sprzętem, o czym dobitnie przekonała się Doda. Gwiazda, znana z tego, że nie idzie na skróty, od kilku tygodni przygotowywała show, które miało przyćmić wszystko inne. Jednak rzeczywistość na Podhalu zweryfikowała te plany w dość brutalny sposób. 30 grudnia, po wielu godzinach prób na siarczystym mrozie, piosenkarka przekazała fanom, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Problemy techniczne na ostatniej prostej to koszmar każdego wykonawcy. W tym przypadku nie chodziło tylko o estetykę, ale o zwykłe bezpieczeństwo. Okazało się, że warunki pogodowe i skomplikowana konstrukcja sceny wymusiły natychmiastowe przearanżowanie występu. Doda musiała zrezygnować z niektórych efektów, by po prostu nie ryzykować zdrowiem swoim i tancerzy.
Najgoręcej zrobiło się jednak dzień przed samym sylwestrem. Podczas jednej z prób sytuacja wymknęła się spod kontroli – rampa, na której stała artystka, nagle zjechała w dół. Doda dosłownie zawisła na uprzęży, co wyglądało groźnie nawet dla ekipy technicznej. Takie incydenty pokazują, że wielkie widowiska telewizyjne to często jazda po krawędzi, gdzie jeden błąd maszyny może skończyć się tragicznie. Mimo tych nerwów i awarii, piosenkarka nie zamierza odpuszczać. Cały zespół pracuje nad tym, by zminimalizować ryzyko niebezpiecznych sytuacji, jednocześnie nie tracąc nic z widowiskowości, do której przyzwyczaiła widzów. To dobra przypominajka dla nas przed telewizorami: to, co wygląda na lekkie i łatwe, jest efektem morderczej pracy w ekstremalnych warunkach, gdzie technologia bywa zawodna, a ostateczny efekt zależy od zimnej krwi artysty.
Nie może tak być, to nie jest śmieszne — krzyczała
A jak wyglądało to od strony wokalistki?
Doda zabrała głos ws. prób
Artystka zamiast radosnego odliczania, zaserwowała fanom na Instagramie dawkę surowej rzeczywistości. Okazało się, że próby na mrozie niemal sparaliżowały jej mięśnie twarzy, co dla wokalistki jest sytuacją niemal krytyczną. Trudno o profesjonalizm, gdy od zimna dosłownie odmawia posłuszeństwa ciało.
Nie da się opisać, jak jest zimno, k*rwa. Dwie godziny próby i zamarzła mi twarz. Nie byłam w stanie nią ruszać w ogóle – przyznała drżącym głosem.
Jednak niska temperatura to był tylko początek problemów. Wyszło na jaw, że zawiodła technika, co wymusiło drastyczne zmiany w całym występie. Mowa o skomplikowanych podwieszeniach i choreografii, gdzie każdy ruch musi być zgrany co do sekundy. Przy tak potężnej produkcji nie ma miejsca na „jakoś to będzie”. Jedno niedopatrzenie przy uprzęży i zamiast efektownego show mogło dojść do realnego niebezpieczeństwa.
Presja była na tyle duża, że ekipa musiała w ostatniej chwili całkowicie zmienić koncepcję jednego z wejść. To oznaczało kolejne godziny spędzone na mrozie i walkę z czasem. Doda nie ukrywała frustracji – takie poprawki na żywym organizmie kosztują mnóstwo energii nie tylko ją, ale i całe zaplecze techniczne. Każda zmiana to przecież dziesiątki osób, które muszą od nowa nauczyć się swoich zadań.
Najmniejsze sekundy, najmniejsze zawahanie, podpięcia uprzęży, wypięcia… i leżymy z całym show – wyznała.
Mimo tych wszystkich kłód rzucanych pod nogi, gwiazda próbowała zachować dystans. Żartowała nawet, że tym razem zainwestowała w porządną czapkę, żeby uniknąć kolejnego paraliżu twarzy. Choć za kulisami panował chaos i nerwy, na scenie pewnie nikt tego nie zauważy. To właśnie cena, jaką płaci się za status perfekcjonistki – widz dostaje dopracowany produkt, a artystka schodzi ze sceny po godzinach walki z własnym organizmem i złośliwością rzeczy martwych.
Mam teraz lepszą czapkę. Nie sparaliżuje mi już twarzy z zimna – dodała z nutą ironii.
Trzymamy kciuki za udany występ!


