Boże Narodzenie 2025: Najpiękniejsze aranżacje świątecznych pieśni. Znają je wszyscy
Tradycja spotyka się z popkulturą, a efekt... bywa piorunujący. Sprawdziliśmy, jak przez lata polskie gwiazdy poradziły sobie z klasyką, którą wszyscy znamy przy wigilijnym stole. Niektórzy zachwycili, inni wywołali prawdziwą burzę w sieci.
Te gwiazdy słyną z pieknych aranżacji kolęd
Grudzień w Polsce to czas, w którym ucieczka przed dźwiękami dzwoneczków i znajomych fraz o „pasterzach śpiewających” graniczy z cudem. Jednak to nie klasyczne, chóralne wykonania budzą najwięcej emocji, lecz moment, w którym za naszą narodową świętość – kolędy – biorą się gwiazdy muzyki popularnej. Zjawisko to stało się niemal obowiązkowym punktem w CV każdego szanującego się artysty, bo nic tak nie ociepla wizerunku i nie podbija sprzedaży płyt w czwartym kwartale roku jak wigilijny album. Często jednak granica między artystyczną interpretacją a estetycznym samobójstwem jest cieńsza niż opłatek. Na szczycie moich osobistych faworytów od lat niezmiennie plasuje się Golec uOrkiestra. Choć niektórzy krzywią się na ich ludowy anturaż, nie da się im odmówić autentyczności. Bracia Golec, wychowani w tradycji beskidzkiej, nie próbują „robić” kolęd na nowo – oni po prostu wiedzą, jak je grać, by niosły energię i autentyczną radość, a nie wyreżyserowany smutek. Ich wersja „Przybieżeli do Betlejem” to rzadki przykład, gdzie popowy sznyt nie zabił ducha oryginału.
Z drugiej strony mamy Edytę Górniak, która potrafi z „Lulajże Jezuniu” zrobić niemal hollywoodzką ścieżkę dźwiękową. To wykonanie technicznie perfekcyjne, pełne charakterystycznych dla niej wokaliz i oddechów, które u jednych wywołują dreszcze zachwytu, a u innych irytację, że prosta w założeniu kołysanka zamieniła się w wokalny tor przeszkód. Problem z popowymi kolędami polega często na tym, że artyści bardziej skupiają się na pokazaniu swoich możliwości głosowych niż na przekazie, co sprawia, że sacrum przegrywa z show-biznesowym ego.

Margaret i Doda- jak sobie radzą z tradycją?
Mówiąc o wykonaniach, które zapisały się w historii, nie sposób pominąć tych najbardziej kontrowersyjnych, które do dziś budzą żywe dyskusje przy wigilijnym stole. Niekwestionowaną królową zamieszania pozostaje Margaret, której interpretacja „Lulajże Jezuniu” sprzed kilku lat stała się internetowym viralem, choć zapewne nie z takich powodów, o jakich marzyła wokalistka. Jej skrajnie minimalistyczna, niemal szeptana i nieco „znudzona” wersja spotkała się z ogromną falą krytyki, oskarżeniami o brak szacunku do tradycji, a nawet o brak umiejętności wokalnych. To był klasyczny przykład sytuacji, w której próba bycia alternatywnym i nowoczesnym na siłę kompletnie rozminęła się z duchem świąt.
Podobne emocje wzbudzała Doda, gdy zdecydowała się nagrać swoją wersję kolęd. Choć muzycznie były to poprawne pop-rockowe numery, sam fakt, że za pieśni religijne bierze się skandalistka, dla wielu konserwatywnych słuchaczy był nie do przyjęcia. To pokazuje, że w Polsce kolęda to nie tylko utwór muzyczny, ale polityczno-obyczajowy poligon, gdzie oceniamy nie czystość dźwięku, a moralność wykonawcy. Niektórzy artyści, jak choćby zespół Piersi w swojej radosnej twórczości, próbowali iść w stronę biesiady, co z kolei rodzi pytania o to, gdzie kończy się wspólne świętowanie, a zaczyna zwyczajny kicz. Często te kontrowersje wynikają z faktu, że gwiazdy próbują dopasować kolędy do swojego aktualnego wizerunku, zamiast na chwilę z tego wizerunku zrezygnować, co kończy się efektem sztuczności i brakiem emocjonalnego połączenia ze słuchaczem.
Mietek Szcześniak i Kayah
W morzu tych wszystkich produkcji, które co roku zalewają rozgłośnie radiowe, istnieją jednak perełki, które bronią się po latach i pokazują, że popowa gwiazda może dodać kolędzie nowej jakości bez jej psucia. Za jedno z najlepszych wykonań w historii polskiej muzyki rozrywkowej uważam „Mizerna cicha” w interpretacji Mietka Szcześniaka. To artysta, który potrafi połączyć soulowy feeling z pokorą, jakiej wymagają te teksty. Jego wykonanie nie jest przeładowane efektami, a mimo to brzmi nowocześnie i światowo. To dowód na to, że kolęda potrzebuje przestrzeni i spokoju, a nie tylko głośnych dęciaków i syntezatorów. Warto też wspomnieć o Kayah, która w swoim projekcie świątecznym postawiła na etniczne brzmienia i instrumenty, co nadało znanym melodiom szlachetności.
To właśnie tacy artyści, którzy szukają złotego środka między tradycją a własnym stylem, wygrywają w rankingach czasu. Najgorszym grzechem polskich popgwiazd jest bowiem przesadna produkcja – dodawanie bitów tam, gdzie wystarczyłoby pianino, czy stosowanie autotune’a w utworach, które od wieków śpiewano przy świecach. Ostatecznie najlepsza kolęda to taka, przy której nie myślimy o tym, ile kosztował teledysk, ale taka, którą mamy ochotę sami zanucić. Współczesne gwiazdy często o tym zapominają, traktując grudzień jako okazję do „odcinania kuponów”, zamiast do stworzenia czegoś, co przetrwa dłużej niż jeden sezon zakupowy w galerii handlowej. Rankingi mogą się zmieniać, trendy mogą przemijać, ale w kolędowaniu najważniejsza pozostaje autentyczność, której nie da się kupić nawet u najlepszego producenta muzycznego w kraju.