Uwielbiała go cała Polska, a teraz to dorosły chłopak. Tak wyygląda dzisiaj kazik z "Listów do M"

Fenomen serii "Listy do M"

Trudno wyobrazić sobie polski grudzień bez zapachu mandarynek i kolejnej części „Listów do M”. Ta seria stała się naszym narodowym odpowiednikiem „To właśnie miłość”, choć złośliwi twierdzą, że to raczej produkt „wigiliopodobny”. Mimo to, co dwa lata miliony Polaków ruszają do kin, by po raz setny zobaczyć, jak Tomasz Karolak w stroju Mikołaja pakuje się w kłopoty. Fenomen tego cyklu polega na specyficznym rodzaju bezpieczeństwa. Wiemy dokładnie, co dostaniemy: odrobinę wzruszeń, garść przewidywalnych żartów i obowiązkowy happy end przy dźwiękach dzwoneczków. To filmowy odpowiednik ciepłego koca – nie musi być odkrywczy, ma po prostu grzać.

Najciekawiej robi się jednak, gdy spojrzymy na obsadę przez pryzmat mijającego czasu. Nic tak nie uświadamia nam upływu lat, jak dziecięcy aktorzy, którzy na naszych oczach przestali być dziećmi. Na przykład historia Jakuba Jankiewicza, czyli serialowego Kostka, syna filmowego mela. Widzowie zapamiętali go jako rezolutnego chłopca, a tymczasem Jakub zdążył już wydorośleć i zająć się nowymi projektami. Oglądanie ich po latach to dla widza moment konfrontacji z własną metryką. Skoro „mały Kostek” jest już dorosły, to znaczy, że my też nie stoimy w miejscu. „Listy do M” stały się więc nie tylko rozrywką, ale i specyficznym archimum dorastania, w którym aktorzy zmieniają się szybciej niż świąteczne przepisy.

Jest też Mateusz Winek, czyli filmowy Kazik. Kiedy zaczynał, był uroczym kilkulatkiem z wielkimi oczami. Dziś to już młody mężczyzna, który fizycznie coraz mniej przypomina tamtego brzdąca.

Mateusz Winek - kariera

Mateusz Winek to postać, która wielu widzom kojarzy się przede wszystkim z ciepłem domowego ogniska i świąteczną atmosferą. Choć dorastał na oczach milionów Polaków, udało mu się uniknąć pułapki bycia „skandalizującym cudownym dzieckiem”. Jego kariera to przykład tego, jak naturalność potrafi wygrać z wyuczonymi pozami.

Największą rozpoznawalność przyniosła mu rola Kazika w serii „Listy do M.”. Występując u boku aktorskich sław, nie odstawał warsztatem, a jego postać stała się jednym z filarów tej bożonarodzeniowej sagi. Widzowie polubili go za to, że na ekranie nie próbował być kimś innym – biła od niego autentyczna, dziecięca radość, która idealnie wpisała się w format komedii romantycznej.

Warto jednak zauważyć, że Mateusz to nie tylko kino komercyjne. Pojawiał się w popularnych serialach, takich jak „Na dobre i na złe” czy „Przyjaciółki”, gdzie systematycznie zbierał doświadczenie. Co ciekawe, mimo dużej popularności, chłopak sprawia wrażenie osoby twardo stąpającej po ziemi. W świecie, gdzie media społecznościowe potrafią zawrócić w głowie niejednemu nastolatkowi, on wydaje się skupiony na pracy i nauce.

Tak teraz wygląda mały Mateusz Winek

Obecnie Mateusz Winek wchodzi w wiek, w którym wielu dziecięcych aktorów decyduje, co dalej. Czy zostanie w branży na stałe, czy może wybierze zupełnie inną drogę? Śledząc jego dotychczasowe kroki, można odnieść wrażenie, że aktorstwo traktuje z dużą pokorą. Nie goni za tanim poklaskiem, a jego rozwój przebiega w sposób zrównoważony.

Dla polskiego kina jest dowodem na to, że można zacząć bardzo wcześnie i zachować przy tym zdrowy dystans do sławy. Bez względu na to, jaką ścieżkę wybierze w dorosłości, dla wielu na zawsze pozostanie tym uroczym chłopcem z „Listów do M.”, który przypomina nam o magii świąt.