Ujawnili, co łączy Dowbor z Lindą. Zaskakująca przeszłość
Ikona polskiego kina, twardziel z ekranu, często postrzegany jako chłodny i niedostępny. Jednak jego współpraca z Katarzyną Dowbor pokazuje, że rzeczywistość bywa inna. Dzięki autentyczności, Dowbor mogła zobaczyć Bogusława Lindę takim, jakim naprawdę jest. Ta relacja odsłania mniej znane, wrażliwe oblicze aktora, którego nieliczni mieli szansę poznać.
Bogusław Linda: legenda polskiego kina
Bogusław Linda jest uważany za jedną z najważniejszych postaci polskiego kina XX i XXI wieku. Jego kariera obejmuje zarówno role dramatyczne, jak i kultowe kreacje, które ukształtowały publiczny wizerunek aktora jako twardego, nieugiętego mężczyzny. Najbardziej rozpoznawalną rolą, która stała się ikoną polskiego kina lat 90., była postać Franza w „Psach” w reżyserii Władysława Pasikowskiego. To właśnie dzięki niej Linda zyskał status nie tylko popularnego aktora, ale także symbolu twardziela w polskiej popkulturze – osoby pewnej siebie, czasem zimnej, niezależnej i nieprzystępnej.
Widzowie i media przenosili tę cechę na jego życie prywatne, zakładając, że trudności w kontaktach z mediami są częścią jego publicznej maski. W rzeczywistości reakcje Lindy na dziennikarzy wynikały głównie z jego ostrożności i potrzeby ochrony prywatności, a nie z chęci dystansowania się od ludzi.
Bogusław Linda od wielu lat funkcjonował w przestrzeni publicznej jako osoba oszczędna w wypowiedziach i wyraźnie selektywna w kontaktach z mediami. Tymczasem analiza jego zachowań wskazuje, że nie odrzucał komunikacji jako takiej, lecz reagował na sposób jej prowadzenia i intencje rozmówcy. Zadanie pytania z przygotowaną tezą, ukrytą intencją czy próbą kontrolowania tonu, mogło kończyć się krótką odpowiedzią lub jej brakiem, co interpretowano jako zniecierpliwienie lub unikanie dialogu. Jednakże takie reakcje wydają się wynikać bardziej z dążenia do ochrony integralności rozmowy niż z niechęci do ludzi.

Prawdziwe oblicze Bogusława Lindy
Choć publiczny wizerunek Bogusława Lindy utrwalił się w świadomości widzów i mediów jako obraz twardego faceta, aktor sam wielokrotnie przyznawał, że jego emocje i wrażliwość bywają niedostrzegane. W 2007 roku, w wywiadzie z Playboyem otwarcie mówił:
często płaczę w kinie. Zdarza się, że szlocham. (…) uważam, że to żaden powód do wstydu.
Jednocześnie Linda przyznawał, że etykieta „buca”, która często przypisywana jest mu w mediach, nie oddaje pełnej prawdy o jego osobowości:
Szczególnie dziennikarze, którzy przychodzą na rozmowę z nastawieniem: co ten ch***k dzisiaj powie. Zwłaszcza dziennikarki mają mnie za zarozumiałego imbecyla. Wydaje im się, że jestem jakimś potworem pożerającym kobiety żywcem. Można to olać albo próbować prostować. Jak mi się nie chce, utwierdzam te panie w ich przekonaniu. To prostsze i szybciej idzie, ale potem boli.
Takie wypowiedzi pozwalają spojrzeć na Lindę jako na człowieka świadomego swoich reakcji i emocji, który reaguje na świat w sposób empatyczny, mimo że jego publiczny obraz sugeruje coś innego. To kontrastuje z przekonaniem, że jest chłodny i zamknięty w kontaktach z ludźmi. W ten sposób Lindę można postrzegać nie tylko przez pryzmat jego słynnych ról, lecz także przez autentyczną wrażliwość, co widać w jego wyjątkowych interakcjach z dziennikarzami i ludźmi, którzy potrafią dotrzeć do jego prawdziwego, empatycznego oblicza.
Katarzyna Dowbor i wyjątkowa relacja z Lindą
Właśnie taką osobą była Katarzyna Dowbor, która jako dziennikarka zyskała wyjątkowy dostęp do Bogusława Lindy i mogła obserwować jego zachowanie w sytuacjach, w których inni dziennikarze spotykali się z oporem lub urywanymi odpowiedziami.
W swojej książce „Mężczyźni mojego życia”, wyjaśniła, dlaczego ich rozmowy były wyjątkowe:
Mnie akceptował, ponieważ jesteśmy krajanami z Torunia. Jak już trzeba było z nim coś zrobić, szefowie wysyłali mnie, bo często tylko ze mną zgadzał się rozmawiać
Relacja Dowbor z Lindą nie ograniczała się do wywiadów. Dziennikarka miała okazję podglądać go podczas pracy przy filmie „Tato”, w którym wystąpiła u jego boku.
Dzięki znajomościom ulokowałam się w garderobie z Bogusiem i Krystyną Jandą. Krysia nieustannie coś mówiła. Jak to ona. I co jakieś dziesięć minut słyszałam Bogusia: 'Tak?' albo 'Naprawdę?' lub 'No popatrz'. To było piękne, pękałam ze śmiechu.
– wspomina w autobiografii
Dowbor podkreśla też, że Linda lubił żartować sobie z dziennikarzy, prowadząc wywiady w sposób minimalistyczny:
Lindzie zdarzało się robić dziennikarzy w konia. Złośliwie i z premedytacją. Przychodził na wywiad do telewizji, podczas którego mówił tylko „nie” i „tak”. Dla prowadzącego taki rozmówca to oczywiście klęska. Męczy się, nawija, buduje coraz bardziej kunsztowne pytania, na które Linda odpowiada sylabą. Złośliwa bestia.
W tym kontekście jej własna relacja z Lindą była wyjątkowa:
Mnie na szczęście nigdy tego nie zrobił. W końcu byliśmy kolegami z Torunia.
Dzięki temu Dowbor mogła prowadzić rozmowy w sposób swobodny, bez presji czy sztuczności, a publiczny wizerunek twardego, niedostępnego Lindy ustępował miejsca obrazowi człowieka wrażliwego, świadomego siebie i swoich emocji, który potrafi empatycznie reagować na świat i innych ludzi.
