Po 50 latach odnaleziono taśmy Ireny Santor. Sama artystka o tym nie wiedziała
Premiera nowej płyty Ireny Santor zaskoczyła nawet ją samą, bo znalazły się na niej utwory, które artystka nagrała pół wieku temu i o których… nie pamiętała. Osiem archiwalnych piosenek ujrzało światło dzienne dopiero teraz, tworząc wyjątkowe wydawnictwo o niezwykłej historii.
Irena Santor dziś. Nowa płyta i nowe życie legendy
Choć Irena Santor od kilku lat nie występuje już zawodowo, pozostaje aktywną i pełną energii ikoną polskiej sceny. Ostatnie miesiące przyniosły jej liczne wydarzenia, w tym trasę koncertową z okazji 90. urodzin, spotkania z fanami oraz festiwal w Ciechocinku, który od tego roku nosi jej imię. Sama artystka podkreśla, że ma apetyt na życie i nadal chce je smakować jak najpełniej.
Decyzję o zakończeniu śpiewania podjęła świadomie. Wielokrotnie podkreślała, że nie śpiewa już nawet w domu, bo nie czuje takiej potrzeby, choć dawniej potrafiła godzinami pracować nad pojedynczą frazą. Mimo to kontakt z muzyką pozostał dla niej ważny, a nowe wydawnictwo stało się pięknym powrotem do jej artystycznych korzeni.
5 grudnia ukaże się winyl “Zakochana we śnie”, nagrany przed laty wspólnie z Janem Ptaszynem Wróblewskim. To wyjątkowa płyta nie tylko z powodu odkrytych nagrań, ale również dlatego, że pokazuje, jak silna i inspirująca pozostaje pozycja Santor w polskiej kulturze.

Zaginione taśmy w Polskim Radiu. Odkrycie po pół wieku
Do odnalezienia nagrań doszło przypadkiem, gdy archiwiści Polskiego Radia przeglądali zbiory związane z twórczością Jana Ptaszyna Wróblewskiego. W jednej z teczek trafili na sesje nagraniowe sprzed 50 lat, w których Santor nagrała kilka okołojazzowych piosenek. Choć były znakomicie zachowane, nikt nie wiedział o ich istnieniu, nawet sama wokalistka.
Dla Santor było to ogromne zaskoczenie. W latach 60. i 70. twórcy nagrywali muzykę dla radia jak w taśmowej produkcji, często rejestrując po kilka utworów jednego dnia. Artyści wykonywali jedną, dwie wersje i natychmiast przechodzili do kolejnych projektów. W takim tempie łatwo było zapomnieć o nagraniach, które nigdy nie trafiły na płyty ani do emisji.
Odnalezione utwory zachowały niezwykły urok i świeżość. To połączenie lekkości jazzu z charakterystycznym stylem Santor, który nie wymagał od niej udawania jazzowej wokalistki. Muzycy grali po swojemu, ona interpretowała teksty w swoim stylu, a efekt po latach brzmi wyjątkowo szlachetnie.
Santor i Ptaszyn Wróblewski. Powrót do twórczej współpracy
Wspólne sesje z Janem Ptaszynem Wróblewskim Santor wspomina z dużą sympatią. Podkreśla, że współpraca z jego zespołem była dla niej inspirująca i dała jej wiele muzycznych doświadczeń. W tamtych czasach radio zamawiało utwory seryjnie, a artyści pracowali szybko, profesjonalnie i pod dużą presją czasu.
Santor podkreśla, że w tamtych nagraniach najbardziej ceni naturalność. Nie starano się dostosować jej brzmienia do zespołu, ani zespołu do niej. To właśnie ta swoboda sprawiła, że utwory okazały się ponadczasowe i dziś zachwycają autentycznością.
Premiera płyty jest więc nie tylko muzycznym wydarzeniem, ale też sposobem na ocalenie fragmentu historii polskiej muzyki, który przez pięć dekad czekał w archiwach na ponowne odkrycie. Fani Santor i miłośnicy jazzu otrzymują materiał, który jest pamiątką epoki i dowodem, że wielkie głosy nigdy nie tracą blasku.
