Królowa jest tylko jedna – fenomen „All I Want for Christmas Is You” Mariah Carey. Ile artystka zarabia na tym hicie co roku?

Mariah niczym nasza Maryla, czyli narodziny legency

Kiedy tylko ostatnie znicze na cmentarzach dogasają, a w marketach ekipy sprzątające wymieniają dynie na plastikowe choinki, w powietrzu zaczyna wisieć coś nieuniknionego. To nie jest zapach piernika ani mroźne powietrze – to specyficzne, wysokie „ding-ding-ding” dzwoneczków, które zwiastuje nadejście jedynej, niekoronowanej, a jednak absolutnej władczyni grudnia. Mariah Carey i jej „All I Want for Christmas Is You” to już nie jest po prostu piosenka, to instytucja, zjawisko socjologiczne i najbardziej dochodowy sezonowy biznes w historii popkultury. 

W sieci od lat krąży ten sam, genialny w swej prostocie żart: Mariah Carey, podobnie jak nasza rodzima Maryla Rodowicz przed Sylwestrem, spędza cały rok w specjalnej komorze kriogenicznej, by 1 listopada zostać uroczyście rozmrożoną. Co roku fani i sceptycy prześcigają się w memach pokazujących piosenkarkę zamkniętą w bryle lodu, która powoli pęka, uwalniając potężny głos diwy. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że sama zainteresowana nie tylko to widzi, ale weszła w tę grę z butami. Od kilku lat regularnie publikuje krótkie filmiki, na których w pełnej charakteryzacji, otoczona lodem, wydobywa z siebie legendarne, niemal nadludzkie „It’s time!”. To oficjalny sygnał dla całego świata: możecie już wyciągać swetry z reniferem, bo od teraz aż do Wigilii rządzę ja.

Na czym polega fenomen hitu Mariah Carey?

Fenomen tego utworu tkwi w jego genialnej prostocie, choć droga do statusu świątecznego symbolu nie była tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Kiedy w 1994 roku młoda, będąca u szczytu sławy Mariah ogłosiła, że nagrywa album bożonarodzeniowy, wielu pukało się w czoło. Wtedy takie płyty wydawało się na emeryturze, by podreperować budżet, a nie wtedy, gdy zgarniało się najważniejsze nagrody muzyczne. Mariah jednak, zainspirowana brzmieniem lat 60. i stylem retro, stworzyła coś, co brzmi, jakby istniało od zawsze. Piosenka stała się memem, symbolem konsumpcjonizmu, ale i czystej, dziecięcej radości, której szukamy co grudzień. 

Dziś nikt nie wyobraża sobie wejścia do galerii handlowej bez tego tła muzycznego. To utwór, który wygrywa z każdą nową produkcją, bo budzi w nas bezpieczne skojarzenia z domem, nawet jeśli słyszymy go po raz setny w ciągu jednego popołudnia. Carey stała się twarzą Świąt bardziej niż Święty Mikołaj, bo w przeciwieństwie do niego, ona jest marką, którą można zmierzyć w twardej walucie. Nie bez powodu próbowała nawet zastrzec w urzędzie patentowym tytuł „Królowej Świąt”. Choć prawnie się to nie udało, w świadomości zbiorowej nikt inny nie ma prawa do tego tronu.

Ile właściwie artystka zarabia na utworze "All I Want for Christmas is You"?

A skoro o walucie mowa, liczby stojące za tym hitem są po prostu kosmiczne. Ile można zarobić na piosence, która ma już trzy dekady na karku? Krótka odpowiedź brzmi: tyle, żeby nigdy więcej nie musieć nic robić. Szacuje się, że Mariah Carey zarabia na samym „All I Want for Christmas Is You” od 2,5 do 3 milionów dolarów rocznie. To czysty zysk z tantiem, odtworzeń w serwisach streamingowych (które co roku biją rekordy), emisji w radiu i licencjonowania utworu do filmów czy reklam. Suma ta drastycznie rośnie, gdy doliczymy do niej świąteczne trasy koncertowe, sprzedaż dedykowanych gadżetów czy kontrakty reklamowe, które wpadają jej do kieszeni tylko dlatego, że kojarzy się ze śniegiem i prezentami. 

Przez trzydzieści lat piosenka miała wygenerować grubo ponad 100 milionów dolarów przychodu. To maszynka do robienia pieniędzy, która nigdy się nie zacina. Kiedy my męczymy się z kupowaniem prezentów i staniem w kolejkach po karpia, Mariah po prostu otwiera konto bankowe i patrzy, jak liczby rosną w rytm dzwoneczków. Można ją kochać albo nienawidzić za tę wszechobecność, ale trzeba przyznać, że stworzyła najbardziej efektywny plan emerytalny w historii muzyki. I choćbyśmy się bronili, to i tak w grudniu każdy z nas przynajmniej raz podśpiewuje pod nosem, że jedyne, czego chce na Święta, to właśnie… kolejna dawka tej samej, niezmiennej melodii.