Edyta Górniak ma dość. Mocne słowa o świątecznych przygotowaniach "Nie lubię tak w ostatniej chwili"
Diva polskiej sceny po raz kolejny udowodniła, że postrzega świat zupełnie inaczej niż większość z nas. Tym razem jej szczere wyznanie dotyczy tematu, który lada moment zagości w każdym polskim domu. Słowa gwiazdy wywołały lawinę komentarzy – jedni są zachwyceni jej odwagą, inni nie kryją zdumienia.
Kariera Edyty Górniak
Edyta Górniak to przypadek, który wymyka się prostym ocenom. Z jednej strony mamy głos, który zdarza się raz na pokolenie, z drugiej – biografię, która w pewnym momencie skręciła z estrady w stronę metafizycznych rozważań i internetowych teorii. Zaczęło się jak w bajce. „Metro”, a potem Eurowizja w 1994 roku, gdzie Edyta niemal wyśpiewała nam zwycięstwo. To był moment, w którym Polska uwierzyła, że ma towar eksportowy najwyższej próby. Potencjał był gigantyczny – uroda, charyzma i ta nieprawdopodobna skala głosu. Jednak zamiast światowej dominacji na miarę Celine Dion, dostaliśmy serię płyt, które choć bywały hitami, rzadko dorównywały jej realnym możliwościom.
Z czasem Edyta-artystka zaczęła przegrywać z Edytą-celebrytką. Zamiast o nowych kompozycjach, media wolały pisać o jej kolejnych rozstaniach, konfliktach z menedżerami czy nieszczęsnym hymnie w Korei. Górniak stała się postacią tragiczną: uwięzioną między własnym perfekcjonizmem a potrzebą bycia stale w centrum uwagi. Dziś Edyta to już niemal instytucja, ale o dziwnym profilu. Częściej niż na listach przebojów, gości w nagłówkach jako „duchowa przewodniczka”, opowiadająca o kosmitach czy starożytnych duszach. To fascynujące, jak bardzo odcięła się od wizerunku klasycznej divy na rzecz roli influencerki od spraw ezoterycznych.
Czy zmarnowała talent? To zbyt surowe stwierdzenie. Edyta po prostu wybrała życie na własnych, choć specyficznych zasadach. Wciąż potrafi stanąć na scenie i jednym dźwiękiem przypomnieć wszystkim, dlaczego kiedyś się w niej zakochaliśmy. Szkoda tylko, że te momenty zdarzają się coraz rzadziej, ustępując miejsca opowieściom o tym, że czas nie istnieje.

Edyta Górniak o świętach
To, co dzieje się wokół Edyty Górniak, od dawna przypomina specyficzny rodzaj spektaklu, w którym główna bohaterka rzadko trzyma się napisanego wcześniej scenariusza. Kiedy większość z nas wpada w szał kupowania karpia i odkurzania bombek, diwa polskiej sceny postanowiła po raz kolejny przypomnieć, że jej świat kręci się na nieco innych obrotach. W rozmowie z Jakubem Szewczykiem z Kozaczka zamiast standardowych życzeń „zdrowia i spokoju”, dostaliśmy dawkę typowej dla Edyty metafizyki pomieszanej z brutalną prozą życia.
Zaczęło się od semantyki. Pytanie o plany na Boże Narodzenie uruchomiło u artystki potrzebę głębszej analizy samego nazewnictwa. Zamiast sypać przepisami na pierogi, Górniak zatrzymała się nad etymologią i znaczeniem tych dni, sugerując, że to, co dla nas jest „tradycją”, dla niej jest przede wszystkim doświadczeniem duchowym, którego nie da się zamknąć w sztywnych ramach kalendarza. To cały urok Edyty – u niej nawet zwykłe „Wesołych Świąt” musi przejść przez filtr refleksji nad wszechświatem. W rozmowie z Jakubem Szewczykiem dla kozaczka, Górniak przedstawiła jak to u niej wygląda:
Nie spędzam świąt. Zmieniłam słowo. Mam czas świąteczny. Raczej dzielę i mnożę szczęście w czasie świąt, niż go po prostu tak spędzam, spędzę. To wiem, że bardzo często tak się mówi pod społeczną nazwą, ale przywiązuję wagę do różnych słów, które mówimy na pamięć, nie zastanawiamy się, nie spędzam czasu z kimś, dzielę z kimś czas, więc w tym roku będziemy na Mazurach - mówi
Jak Edyta Górniak spędza w tym roku święta?
Jeśli jednak ktoś myślał, że te święta spędzi w kapciach przed kominkiem w górach, to grubo się pomylił. Artystka ogłosiła, że wyjeżdża bardzo daleko, co przy jej napiętym grafiku brzmi niemal jak logistyczne samobójstwo. Ale klamka zapadła.
Bardzo czekam tych świąt. Co prawda są to ogromne odległości między Mazurami, a Toruniem, ale już tak się nastawiliśmy, że jedziemy z Allankiem i z naszym malutkim grono najbliższych, więc czekam bardzo tych świąt. - przyznała
Edyta przyznaje, że tempo pracy z tancerzami i godziny spędzone w studiu nagraniowym sprawiły, iż domowe przygotowania po prostu przestały istnieć. Nie ma choinki ubranej pod linijkę, nie ma zapachu pieczonego ciasta. Jest za to zmęczenie i wielka potrzeba ucieczki, byle dalej od zgiełku i blasku fleszy.
Ja sobie czasami tak myślę, wiem proszę Państwa, że to co powiem, że nie jest takie popularne. Naprawdę zachęcam wszystkich do radości z życia, do radości chwili, bo zawsze któryś Sylwester, któreś to pożegnanie roku będzie ostatnie dla kogoś i to gdybyśmy zawsze pamiętali o wartości życia i bliskości, to może by było trochę mniej przestrzeni na hejty. Warto o tym pomyśleć - mówi
W całym tym zamieszaniu pojawia się też temat, który u Górniak zawsze wraca jak bumerang: kruchość egzystencji. Diwa w swoim stylu przypomniała, że „jutro” to pojęcie dość abstrakcyjne i warto doceniać bliskość tu i teraz. Może to brzmieć jak coachingowy frazes, ale w ustach osoby, która od dekad żyje na świeczniku, nabiera to pewnej autentyczności. Górniak wyraźnie daje do zrozumienia, że prezenty i suto zastawiony stół to tylko fasada, pod którą często nie ma nic, jeśli zapomnimy o drugim człowieku.
Tak mniej więcej bym powiedziała. Miałam tyle przygotowań i pracy, że tak może nie wszystko jeszcze mam dopięte, ale jeszcze mi tam został powiedzmy jeden dzień. Nie lubię tak w ostatniej chwili, ale po prostu tyle przygotowań jest, wiecie, tu z tancerzami, tu w studiu nagraniowym, tu coś, tu sala prób, więc po prostu ten czas, te dni poleciały po prostu, nie wiem gdzie te tygodnie i nagle jesteśmy tuż przed świętami…
Skoro już przy prezentach jesteśmy – zapomnijcie o obrazku matki pakującej ukradkiem paczki dla syna. Allan jest już dorosły i, jak twierdzi Edyta, magia „Mikołaja” dawno u nich wyparowała. Co więcej, syn artystki ma na te święta swój własny plan, który – co zniosłaby niejedna tradycyjna polska matka z trudem – kręci się wokół laptopa i pracy muzycznej. Zamiast śpiewania kolęd, będziemy mieć pewnie bity i produkcję nowych tracków.
Na szczęście mam już wyrośniętego syna, który nie ma jakichś oczekiwań, że dostanie jakieś tam super prezent. Kiedyś to było bardziej takie pieczołowite, że musiałam poczekać aż zaśnie, żeby zapakować prezent, bo raczej sama lubiłam pakować, to ten czas już niestety minął, więc myślę, że ten dzielenia tego czasu wspólnie, wyjazd nasz wspólny, bycie razem, mam nadzieję w spokoju chociaż Alan i tak bierze komputer i mówi, mama, no co zrobimy w drugi dzień świąt? Ja mówię, no super, bierzemy komputer, będziemy działać
