Sipowicz przed Wigilią przystroił grób Kory. Fani zalali go komentarzami
Choć od odejścia legendarnej artystki minęło już kilka lat, jej bliscy wciąż pielęgnują pamięć o niej w wyjątkowy sposób. To, co wydarzyło się przy jej miejscu spoczynku tuż przed świętami, natychmiast wywołało falę reakcji w sieci.
Związek Kory i Kamila Sipowicza
To, co dzieje się wokół grobu Kory na warszawskich Powązkach, od lat wymyka się cmentarnej rutynie. Kiedy większość z nas stawia na płytach zwykłe znicze z marketu i plastikowe wiązanki, Kamil Sipowicz uprawia tam regularny, intymny ogród pamięci. W te święta nie było inaczej. Na Facebooku pojawiło się zdjęcie, które pokazuje, że dla Sipowicza opieka nad tym miejscem to nie jest przykry obowiązek, ale rodzaj ciągłej rozmowy z kobietą, z którą spędził niemal całe życie.
Żeby zrozumieć, dlaczego ten grób wygląda tak, a nie inaczej, trzeba cofnąć się o kilka dekad. Kora i Kamil Sipowicz to nie była historia z komedii romantycznej. Poznali się w połowie lat 70., kiedy ona była żoną Marka Jackowskiego i miała już syna. Sipowicz, młody chłopak zafascynowany filozofią i ruchem hipisowskim, pojawił się w jej życiu nagle i został w nim na zawsze – choć przez lata ich relacja była, delikatnie mówiąc, skomplikowana.
Mieszkali w tej samej kamienicy, ich syn, Szymon, przez lata nie wiedział, kto jest jego biologicznym ojcem. To była tajemnica poliszynela warszawskiej bohemy. Żyli w "wolnym związku", zanim to pojęcie stało się modne. Co ciekawe, na ślub zdecydowali się dopiero w 2013 roku. Nie zrobili tego dla hucznej zabawy czy białej sukni. Powód był prozaiczny i bolesny: choroba nowotworowa Kory. W Polsce prawo jest bezlitosne dla osób żyjących bez papierka – w szpitalu czy urzędzie partner jest nikim. Pobrali się więc po 40 latach znajomości, w cieniu walki o życie, co tylko dodaje tej historii ciężaru.

Jak wygląda grób Kory?
Gdzie spoczęła Kora?Nagrobek Kory na Powązkach Wojskowych (kwatera K-14) od samego początku był inny. Zaprojektowała go Monika Osiecka i zamiast ciężkiego, granitowego kloca, mamy tam karmnik dla ptaków, rzeźbę i dużo zieleni. Sipowicz od lat pilnuje, żeby to miejsce odzwierciedlało charakter Kory – kolorowy, niepokorny i blisko natury.
W te święta na profilu Kamila zobaczyliśmy coś, co bardziej przypomina instalację artystyczną niż typową mogiłę. Nad płytą unosi się zielona arkada z bluszczu, w którą wpleciono żywe kwiaty. Nie ma tam taniej sztuczności. Są purpurowe akcenty, klasyczne czerwone róże i dzwoneczek, który dynda na wietrze. W centrum wszystkiego stoi to słynne czarno-białe zdjęcie Kory – uśmiechniętej, z krótkimi włosami, patrzącej prosto w obiektyw.
To, co rzuca się w oczy, to brak nadęcia. Na marmurowej płycie wylądował bogaty wieniec ze złotymi bombkami, obok stoi mała choinka i wazon z żółtymi kwiatami. Wygląda to tak, jakby ktoś po prostu przeniósł kawałek salonu z Roztocza, gdzie Kora czuła się najlepiej, na warszawski cmentarz.
Tak wygląda grób Kory przed Świętami.
Pod zdjęciem świątecznego grobu wylała się fala komentarzy. Ludzie piszą, że dziękują za pamięć, że Kora wciąż jest dla nich ważna. Dlaczego dekoracja cmentarna staje się wydarzeniem? Bo Kora była "nasza". Wychowaliśmy się na jej tekstach o cykadach na Cykladach, o boskim Buenos i o tym, że "róża to czerwona róża". Styl, w jakim Kamil Sipowicz dba o jej miejsce spoczynku, jest prosty i szczery. Nie ma tam marmurowych aniołków z marketu budowlanego. Jest za to dużo życia w miejscu, które kojarzy się tylko ze śmiercią. To dowód na to, że nawet po latach można o kimś opowiadać bez słów, używając do tego tylko gałęzi świerku, kilku szyszek i jednego starego zdjęcia.
- Piękny pomnik i jak bardzo zadbany. Szkoda, że ludzie tak szybko odchodzą.
- Piękny wystrój na Boże Narodzenie dla naszej cudownej Kory.
- Nie lubię cmentarzy, ale tu ładnie, jest kolorowo.
- Uśmiecham się zawsze, gdy widzę jej piękny grób…
- Brakuje jej.
- Miłość to wieczna tęsknota – pisali poruszeni
Sipowicz pokazuje nam coś ważnego: żałoba nie musi być szara i cicha. Może mieć kolor purpury, zapach świeżych róż i blask złotych bombek. I choć Kory nie ma z nami już od siedmiu lat, dzięki takim gestom ma się wrażenie, że po prostu wyszła na chwilę do ogrodu.
