Ojciec znanej aktorki spowodował wypadek "pod wpływem". Już raz w takim stanie uciekał przed policją
Policja złapała pijanego sprawcę wypadku w Przechlewie, a tożsamość mężczyzny wstrząsnęła lokalną społecznością. To ojciec znanej aktorki, który już raz... uciekł po pijaku! Sprawdź, dlaczego wpływowy polityk nie wyciągnął lekcji z przeszłości.
Wypadek w Przechlewie
Zdarzenia, które rozegrały się wczoraj, 28 listopada, przed godziną siedemnastą na ulicy Dworcowej w Przechlewie, są niestety aż nazbyt znajome. Doszło tam do rutynowej z pozoru kolizji – zderzył się osobowy volkswagen golf z białym busem. Jednak to, co nastąpiło później, zamieniło ten drogowy incydent w lokalny skandal z ogólnopolskim echem. Według wstępnych ustaleń policji, kierowca volkswagena na zakręcie zjechał na przeciwny pas ruchu, powodując wypadek. Ale zamiast poczekać na służby i przyjąć odpowiedzialność, kierowca uciekł z miejsca zdarzenia. Został szybko zatrzymany przez policję, a badanie alkomatem rozwiało wszelkie wątpliwości: był nietrzeźwy. Pobrano mu krew do dokładniejszej analizy.
W tym momencie sprawa przestała być anonimowym doniesieniem z kroniki wypadków. Lokalne media, w tym Radio Weekend FM, szybko ujawniły, że samochód należał do nikogo innego, jak do wójta Przechlewa, Andrzeja Żmudy Trzebiatowskiego. To właśnie 63-letni samorządowiec został zatrzymany. I tutaj ta historia nabiera gorzkiego posmaku deja vu. Wójt Przechlewa, ojciec znanej aktorki Marty Żmudy Trzebiatowskiej, ma już na koncie prawomocny wyrok za spowodowanie kolizji pod wpływem alkoholu. Dla społeczności, która raz już przełknęła taką wpadkę swojego lidera, powrót tego samego scenariusza jest wyjątkowo bolesny.

Kim jest sprawca wypadku?
Trzeba przypomnieć, co wydarzyło się w 2014 roku. Wówczas Andrzej Żmuda Trzebiatowski uderzył w inne auto, a następnie – podobnie jak teraz – uciekł. Został doprowadzony na miejsce zdarzenia przez znajomych poszkodowanego kierowcy. Jego zachowanie wtedy było chaotyczne i kompromitujące. Najpierw oferował poszkodowanym 15 tysięcy złotych na zakup nowego samochodu, próbując załatwić sprawę "pod stołem". Co gorsza, zadzwonił na policję, przedstawił się jako wójt i próbował odwołać przyjazd patrolu. Oczywiście, to się nie udało.
Badanie alkomatem wykazało u niego 1,8 promila alkoholu we krwi. Sąd w Człuchowie uznał go wówczas za winnego, skazując na trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów, 5 tysięcy złotych grzywny i tysiąc złotych nawiązki na cele charytatywne. To był bolesny cios w jego wizerunek, ale ostatecznie utrzymał się na stanowisku.
Mimo tamtego wyroku, problemy z alkoholem w miejscu pracy nie ustały. Już rok później, w 2015 roku, wójt został przyłapany w urzędzie gminy pod wpływem. Policja, wezwana na miejsce, przeprowadziła badanie. Pierwsze wykazało 0,26 promila, drugie – 0,20 promila. To, choć formalnie nie jest przestępstwem, jest stanem po użyciu alkoholu, całkowicie nieakceptowalnym w pracy na stanowisku publicznym.
Co mówi sprawca wypadku?
Po wczorajszym zdarzeniu, wójt Przechlewa usłyszał zarzuty kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Samorządowiec przyznał się do winy. Policja zatrzymała mu prawo jazdy i zabezpieczyła auto na potrzeby śledztwa.
Gdy reporter Radia Weekend FM zapytał go o szczegóły, wójt przyznał, że nie pamięta, jak oddalił się z miejsca kolizji. Za swoje zachowanie oczywiście przeprosił. Problem w tym, że w takich sytuacjach same przeprosiny rzadko kiedy wystarczają. Ucieczka z miejsca wypadku, w którym mogły być ranne osoby, w połączeniu ze stanem nietrzeźwości, jest postawą niegodną, szczególnie w kontekście pełnionej funkcji.
Nie powinno się to wydarzyć, bardzo przepraszam — powiedział.
Kluczowe pytanie, które teraz zadają sobie mieszkańcy Przechlewa, brzmi: czy wójt straci stanowisko? Mimo że przyznał się do zarzutów, kwestia jego dalszej pracy w urzędzie gminy pozostała bez odpowiedzi w relacji medialnej. Publiczna funkcja wymaga nieskazitelności, a powtarzające się incydenty z alkoholem i ucieczką z miejsca zdarzenia pokazują, że ten standard został brutalnie złamany.
Nie wiem, czy będę miał wyrok skazujący. Ja pracuję dla gminy, dla mieszkańców, realizuję ich marzenia. - powiedział wójt na pytanie czy straci stanowisko.
Czas pokaże, czy społeczność i organy nadzorcze uznają, że tym razem miarka się przebrała. Historia, która miała być nauczką, stała się niestety kolejnym rozdziałem w kronice skandali.
