Oszustwo internetowe z udziałem Martyny Wojciechowskiej. Co musisz wiedzieć?
Nazwiska znanych osób, sensacyjne nagłówki i obietnica odkrycia wielkiej afery – to zestaw, który szybko przyciąga uwagę w internecie. W ostatnich dniach w sieci pojawił się materiał wyglądający jak publikacja dużego portalu informacyjnego, wykorzystujący wizerunek popularnej dziennikarki. Zestawiono w nim głośne oskarżenia z cytatami sugerującymi polityczny skandal. Z początku trudno było dostrzec, że to oszustwo – i właśnie na tym polega problem.
Fałszywy artykuł o Martynie Wojciechowskiej – jak działa internetowe oszustwo?
2 grudnia na instagramowym profilu Martyny Wojciechowskiej pojawił się zrzut ekranu pokazujący zmanipulowany materiał krążący w sieci. Grafika imitowała wygląd artykułu informacyjnego, opatrzonego nagłówkiem o „skandalu finansowym w TV”.
W tekście sugerowano, że dziennikarka prowadziła rzekome śledztwo dotyczące Radosława Sikorskiego. W opisach pod screenem pojawiały się prowokacyjne cytaty typu „Radosław Sikorski chciwie nabija sobie kieszenie, podczas gdy naród głoduje!” oraz zapowiedzi, że „grozi mu więzienie”.
Materiał był skonstruowany tak, by wyglądać wiarygodnie i wywoływać emocje – wykorzystano znane nazwiska, zdjęcia oraz styl redakcyjnych publikacji. Ten typ manipulacji jest częsty w kampaniach, których celem jest nakłonienie użytkownika do kliknięcia linku znajdującego się obok sensacyjnych treści.
Oszuści bazują na mechanizmach clickbaitu, udając materiały dziennikarskie, by wzbudzić zaufanie oraz zmylić odbiorcę, który coraz trudniej potrafi odróżnić prawdziwe treści od spreparowanych.

Reakcja Martyny Wojciechowskiej: „Jestem zbulwersowana” – stanowcze ostrzeżenie dla internautów
Wojciechowska od razu zaznaczyła, że całość była całkowitą mistyfikacją. W opisie pod postem wyjaśniła:
“Zdjęcie, które widzicie na tym screenie, to fotomontaż. Nigdy nie miałam okazji prowadzić wywiadu z ministrem Radosławem Sikorskim. Słowa, które czytacie, również są nieprawdziwe.”
Podkreśliła, że link umieszczony przy materiale najprawdopodobniej prowadził na stronę wykradającą dane osobowe. Wyjaśniła, że forma przekazu była celowo skonstruowana, by budować sensację:
“Tekst bardzo chwytliwy, clickbaitowy, łatwo się więc skusić i kliknąć.”
Dziennikarka nie kryła silnych emocji wobec sytuacji:
“Jestem zbulwersowana, ale też szczerze przerażona tym, jak daleko się oszuści internetowi oraz jak te treści coraz trudniej odróżnić od prawdziwych wiadomości.”
Podkreśliła, że wizerunek publicznych osób wykorzystywany jest bez ich wiedzy, a odbiorcy mogą wpaść w pułapkę nieświadomie. Zaapelowała o rozsądek:
“Bardzo was proszę, bądźcie ostrożni w sieci i nie dajcie się skusić na tanią aferę, nie klikajcie w podejrzane linki, bo może was to niestety słono kosztować.”
Wskazała również, że każdy podejrzany materiał warto zgłaszać – nie ignorować i nie przekazywać dalej.
Jak rozpoznać i zgłaszać manipulacje w sieci? Apel Martyny Wojciechowskiej o ostrożność
W swoim wpisie Wojciechowska zaapelowała do obserwatorów, by informowali o oszustwach, które napotkają w sieci. Podkreśliła, że reakcja użytkowników ma realne znaczenie, ponieważ takie treści funkcjonują dzięki udostępnieniom i braku zgłoszeń.
Wskazała, że najgroźniejsze jest to, iż nie chodzi wyłącznie o manipulację informacyjną – linki dołączane do fałszywych materiałów mogą prowadzić do stron, które wyłudzają dane, dane logowania czy nawet środki finansowe.
Ostrzegła przed “tanią aferą”, która ma wywołać impuls, a dopiero później uderza w prywatność odbiorcy. Przypadek dziennikarki pokazuje, że nawet osoby medialnie rozpoznawalne nie są chronione przed wykorzystywaniem ich wizerunku.
Sedno sprawy jest więc proste: w takich sytuacjach nie klikać, nie ufać i reagować – zgłaszając podejrzane treści oraz ucząc się rozpoznawać manipulacje, zanim staną się dla nas realnym zagrożeniem.
