Kolejne informacje z akt Epsteina ujawnione. Na liście figurują znane nazwiska.
Tysiące stron dokumentów, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego, właśnie trafiły do sieci. Nowe dowody rzucają zupełnie inne światło na to, co działo się za zamkniętymi drzwiami luksusowych posiadłości. Na liście, która wyciekła, widnieją nazwiska, od których może zawrócić się w głowie – od potężnych miliarderów po ikony popkultury.
Sprawa akt Jeffreya Epsteina
Kiedy w 2019 roku Jeffrey Epstein powiesił się w nowojorskiej celi, wielu sądziło, że to koniec tej brudnej historii. Nic bardziej mylnego. Amerykanie mają teraz swój własny, narodowy serial kryminalny, w którym co chwilę wypływają nowe odcinki, a obsada jest lepsza niż na rozdaniu Oscarów. Tyle że zamiast czerwonego dywanu mamy salę sądową i odtajnione akta, które systematycznie, strona po stronie, lądują w sieci.
Zacznijmy od podstaw, bo w gąszczu teorii spiskowych łatwo się pogubić. Jeffrey Epstein był finansistą z portfelem wypchanym setkami milionów dolarów, który stworzył coś na kształt ekskluzywnego klubu dla najpotężniejszych ludzi świata. Problem w tym, że biletem wstępu do tego świata były przestępstwa seksualne i wykorzystywanie nieletnich. Dzisiaj, lata po jego śmierci, FBI i Departament Sprawiedliwości wciąż dawkują nam emocje, publikując kolejne materiały. I choć nagrania z monitoringu więziennego miały ostatecznie potwierdzić samobójstwo Epsteina, to dla wielu osób ta sprawa wciąż ma zbyt wiele dziur, by uznać ją za zamkniętą.

"Bubba" na przyjęciach u Epsteina- jaki związek ze sprawą ma Bill Clinton.
Dlaczego to wciąż tak grzeje opinię publiczną? Bo w notatnikach i na zdjęciach z prywatnej wyspy Epsteina figurują nazwiska, przy których bledną dzisiejsi celebryci. Mamy tu do czynienia z przedziwnym ping-pongiem politycznym. Z jednej strony Bill Clinton, który według świadków miał być częstym gościem u finansisty. Jego sztab oczywiście wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, że to tylko polityczna zagrywka mająca odwrócić uwagę od innego gracza. Z drugiej strony pojawia się Donald Trump. Tutaj mechanizm jest ten sam: zwolennicy jednej strony oskarżają drugą o tuszowanie dowodów, a prawda miesza się z kampanią wyborczą.
Warto jednak zachować odrobinę chłodnej głowy, o co w internecie trudno. To, że czyjeś nazwisko widnieje na liście pasażerów samolotu Epsteina, nie oznacza od razu wyroku. Śledczy sami podkreślają: obecność w aktach to nie dowód przestępstwa. Epstein był potężnym graczem w świecie biznesu. Ludzie tacy jak Woody Allen czy nawet Michael Jackson obracali się w tych samych kręgach. Jackson na przykład miał odwiedzić posiadłość Epsteina w celach czysto zawodowych, zabierając ze sobą nawet dzieci. W tamtym czasie Epstein uchodził za ekscentrycznego miliardera, a nie za drapieżcę, którym się okazał.
Tyle był warty finansista
Najciekawszy w tym wszystkim jest wątek finansowy. Majątek Epsteina szacowano na ponad pół miliarda dolarów. Skąd te pieniądze? Jakim cudem człowiek z taką przeszłością przez dekady kupował sobie milczenie i przyjaźń elit? To pytania, które bolą Amerykę najbardziej. To już nie jest tylko sprawa o pedofilię, to opowieść o tym, jak pieniądze i odpowiednie znajomości potrafią stworzyć nad człowiekiem parasol ochronny, który zdaje się niezniszczalny.
Dziś „akta Epsteina” to dla mediów kopalnia złota. Każde nowe zdjęcie, każdy rachunek za kolację staje się dowodem w procesie, który toczy się nie w sądzie, a w mediach społecznościowych. I choć pewnie nigdy nie dowiemy się wszystkiego, to jedno jest pewne: duch finansisty będzie straszył na korytarzach Białego Domu i w Hollywood jeszcze przez długie lata. Ta sprawa pokazuje, że w świecie wielkiej władzy nie ma darmowych obiadów – zawsze ktoś za nie płaci, a w tym przypadku cenę zapłaciły dziesiątki skrzywdzonych dziewcząt, o których w huku politycznej bitwy czasem zbyt łatwo zapominamy.

