Kolejne najście w domu pięcioraczków z Horyńca. "Nie trzymamy dzieci w szafie"
Dominika Clarke od półtora roku wychowuje jedenaścioro dzieci na tajskiej wyspie Koh Lanta. Po serii internetowych donosów w jej domu pojawiły się tamtejsze służby: policja i opieka społeczna. „Sprawdzili wszystko” – relacjonuje mama wieloraczków i dodaje z ironią: „Nie trzymamy dzieci w szafie”.
Kontrole po donosach. „Sprawdzili dokumenty i wszystkie pokoje”
Rodzina Clarke’ów wyjechała z Horyńca-Zdroju do Tajlandii w poszukiwaniu spokojniejszego życia bliżej natury. Dominika od początku otwarcie pokazuje codzienność w mediach społecznościowych – od logistyki posiłków po rehabilitację wcześniaków. To przyciąga miliony wyświetleń, ale i skrajne emocje.
Sprawą zainteresował się polski Rzecznik Praw Dziecka, a w ślad za tym ruszyły wizyty tajskich instytucji. „Przepatrzyli wszystkie dokumenty, patrzyli do wszystkich pokoi, czy nie ukrywamy jeszcze dzieci” – opowiada Dominika. Urzędnicy mieli też zadeklarować wsparcie, gdyby rodzina potrzebowała pomocy, m.in. przy dostępie do opieki zdrowotnej dla maluchów wymagających rehabilitacji.
„Ta kontrola mnie zbulwersowała”. „Nie trzymamy dzieci w szafie”
Gdy wydawało się, że sytuacja się uspokoi, Clarke’owie znów doczekali się niezapowiedzianych gości. „Posprawdzali, wszystko przepatrzyli, podpisaliśmy listę obecności. Pytali, gdzie reszta dzieci – odpowiedzieliśmy, że nie trzymamy ich przecież w szafie ani w pokojach, tylko poszły do szkoły” – relacjonuje.
Podkreśla, że kontrola zakończyła się bez zastrzeżeń, ale sam fakt kolejnej wizyty po serii poprzednich był dla niej frustrujący. Z perspektywy rodziny to konsekwencja internetowej nagonki, z którą mierzą się od miesięcy.
Hejt ma twarz „zgłoszenia”. Co dalej z rodziną z Koh Lanty?
Dominika twierdzi, że służby powoływały się na zgłoszenia z sieci. „Hejterzy wymyślili, że zorganizują się, wejdą na lokalne grupy i zaczną rozpowiadać nieprawdę, żeby mieszkańcy zaczęli się nas bać i sprawdzać” – mówi. Według niej to właśnie te wpisy wywołały lawinę interwencji. Kobieta zapowiada, że rozważa złożenie wniosków o nękanie, zgodnie z sugestią, którą usłyszała od urzędników. Jednocześnie zapewnia, że rodzina funkcjonuje normalnie: starsze dzieci chodzą do szkoły, młodsze realizują plan rehabilitacji, a codzienność – choć głośna i wielodzietna – mieści się w jasnych ramach.
Czy to koniec kontroli? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne: Dominika nie zamierza rezygnować z obecności w sieci, ale apeluje o minimum dobrej woli. „Nie trzymamy dzieci w szafie” – to zdanie, które miało być żartem, stało się jej odpowiedzią na falę pomówień. Teraz piłka jest po stronie tych, którzy w imię „troski” zamieniają komentarze w donos.